Przychodzi taki moment w roku, kiedy lato przestaje być latem, sezon ogórkowy zamienia się w sezon na dynie, a znajomi z pracy znów zaczynają się dziwić, że jeżdżę rowerem. No bo zimno.
Faktem jest, że wtedy zwykle okazuje się, że cienka kurtka, w której jeździło się dotychczas, przestaje wystarczać i trzeba znaleźć coś cieplejszego. Przerabiałem to rok temu i w ten oto sposób stałem się właścicielem kurtki, którą miałem okazję wypróbować jesienią, wiosną i trochę zimą.
Czym jest kurtka 3 w 1?
Kurtka 3 w 1 to wynalazek, który znajdziecie w sklepach turystycznych. Składa się z warstwy zewnętrznej (przeciwdeszczowej) i podpinki. Zwykle w środku jest polar lub softshell, jak w moim przypadku.
Skąd zatem nazwa „3 w 1”? Chodzi o to, że kupujemy jedną kurtkę, ale możemy używać jej na 3 sposoby:
- zakładając tylko warstwę zewnętrzną – wtedy mamy klasyczną cienką przeciwdeszczówkę,
- nosząc tylko warstwę wewnętrzną, czyli polar lub softshell (w zależności od modelu),
- spinając dwie warstwy razem, co daje kurtkę nieprzemakalną i w miarę ciepłą.
Wspomniałem o sklepach turystycznych, bo tego typu odzież jest zaprojektowana z myślą o łażeniu po górach. Chodzi o to, żeby nie nosić ze sobą zbyt wiele ubrań i jednocześnie móc ochronić się przed deszczem, wiatrem i niską temperaturą.
Dlaczego kurtka 3 w 1 jest dobra na rower?
Krótka odpowiedź brzmi: patenty, które sprawdzają się w górach, zwykle dobrze działają też podczas jazdy rowerem. Dłuższa odpowiedź wymaga rozebrania kurtki na części. Zacznijmy więc od góry.
Moja kurtka ma odpinany kaptur. To wygodne, gdy chcę założyć bluzę z kapturem i wiem, że nie będzie padało. Kaptur od bluzy mogę łatwo wyłożyć na kurtkę. W sumie to bajer. Ważniejszy z punktu widzenia rowerzysty jest ściągacz znajdujący się z tyłu.
Po założeniu kaptura od kurtki jest on dosyć głęboki. W końcu ma chronić przed deszczem. Jednak podczas jazdy ogranicza widoczność na boki, co bywa niebezpieczne. Dzięki ściągaczowi można dostosować głębokość kaptura tak, żeby coś widzieć i jednocześnie nie zmoknąć za bardzo. Z kolei ściągacze po bokach pomagają, gdy mocno wieje wiatr i trzymają kaptur na swoim miejscu.
Wysoki kołnierz przydaje się, gdy na szalik jest za ciepło. Pęd porannego powietrza potrafi solidnie zmrozić gardło, a nie zawsze można poratować się solidnym łykiem Advocaata. Nie jest to do końca wygodne, bo kołnierz po zapięciu zamka do samej góry jest dość sztywny, ale jako awaryjne rozwiązanie może być. Osobiście wolę zakładać tzw. komin.
Regulowane mankiety pozwalają zmniejszyć obwód rękawów tak, żeby lepiej przylegały do nadgarstka. Doceniłem to rozwiązanie późną jesienią, gdy temperatury zbliżają się do zera. Po założeniu rękawiczek mogę zapiąć rzepy tak, żeby zimne powietrze nie dostawało się przez rękawy do środka. Ściągacze na dole kurtki Pełnią podobną funkcję, co regulacja mankietów. Można przy ich pomocy „uszczelnić” kurtkę i zapobiegać wwiewaniu zimnego powietrza od dołu.
Wywietrzniki pod pachami – te dwa suwaki przydają się z kolei w cieplejsze dni i wpuszczają trochę powietrza do środka. W ten sposób człowiek mniej się poci. Tyle w temacie.
Kieszenie z uszczelnianymi zamkami to coś, co naprawdę się przydaje. Po pierwsze, sam fakt, że kieszenie są zamykane na suwaki zmniejsza ryzyko zgubienia kluczy lub innych drobnych przedmiotów. W mojej kurtce zamki dodatkową są uszczelnione, co chroni np. telefon przed deszczem. Nie wiem, jak mocną ulewę są w stanie przetrzymać, ale na normalnym deszczu dają radę.
Odpinany softshell, czyli taka cienka kurteczka, której zadaniem jest chronić przed wiatrem, np. na plaży lub w górach. W Krakowie nie mamy ani jednego ani drugiego, dlatego sam softshell zakładam rzadko. Podoba mi się jednak to, że można go wpiąć jako podpinkę do kurtki. Dzięki temu całość jest cieplejsza niż gdybym miał na sobie tylko zewnętrzną kurtkę przeciwdeszczową. W praktyce moja kurtka 3 w 1 w różnych konfiguracjach pozwala jeździć w temperaturach od okolic zera do plus kilkunastu stopni.
Zatem idealna kurtka na rower?
Dobrze, było o zaletach – czas na kilka wad. Gdy rok temu zacząłem się rozglądać za tego typu kurtką, pierwszym, co ostudziło mój zapał była cena. Za swój egzemplarz zapłaciłem około 450 zł i to raczej dolna granica. Porządne turystyczne kurtki bywają znacznie droższe. Uznałem jednak, że nie wybieram się na Mount Blanc tylko do pracy i celowałem w tańsze modele. Z perspektywy roku widzę jednak, że była to dobra inwestycja. Nie żałuję też, że nie kupiłem droższej kurtki.
Druga sprawa to (nie)przemakalność. Zewnętrzna warstwa jest zaimpregnowana czymś, co sprawia, że woda fajnie się skrapla i nie wchłania głębiej. Do czasu. Podczas intensywnych opadów albo długiej jazdy przy normalnym deszczu kurtka w końcu przemaka. Pewnie pod tym względem lepiej sprawują się droższe modele. W każdym razie na krótkie dystanse po mieście daje radę.
Ostatni słaby punkt to oddychalność, czyli zdolność materiału do przepuszczania powietrza (a nie wody). Latem, gdy jest ciepło i jednocześnie pada, może być trochę ciepło, nawet bez podpinki. Po prostu zewnętrzna warstwa kurtki zachowuje się dokładnie tak, jak każda inna przeciwdeszczówka i wtedy przydają się wywietrzniki pod pachami. W chłodniejsze dni albo wieczorem temperatura jest OK.
Zatem czy warto? Moim zdaniem tak. Jeśli szukacie kurtki na teraz, to warto kupić model 3 w 1. Przy pomyślnych wiatrach i łagodnej zimie może się okazać, że przejeździcie w niej większość sezonu zimowego. Jeśli nie śpieszy wam się, warto zapolować na wyprzedaże. Jeśli macie pytania odnośnie kurtki lub własne doświadczenia ze strojem jesienno-zimowym na rower, podzielcie się w komentarzach :-)
Fot. 1
Najlepsze rozwiązania to te najprostsze; u mnie doskonale sprawdza się skóra (jesienią cieńsza kurtka, zimą grubsza, a przy naprawdę siarczystych mrozach kożuch), do tego szalik do „uszczelnienia się” pod szyją. Niestety potrafi zamoknąć w ulewie, ale wtedy albo jeżdżę z parasolką, albo wsiadam z rowerem do tramwaju.
Ja kupiłem cztery lata temu kurtkę typowo rowerową w ”dekatlonie” ,normalna cena była dla mnie zaporowa,trzy i pół stówy,a przecenili na 150,więc się nie zastanawiałem. Przez te lata ani trochę nie straciła na walorach,pod pachami rozporki,bardzo przydatna rzecz,z tyłu kieszenie,jest ze softshellu. Przy lekkim deszczu spokojnie można jechać.
Taka pogoda jak teraz to zakładam ją na krótki rękaw i jazda.
W zasadzie to po normalnej cenie by się ostatecznie opłacało.
Rozporki pod pachami – dobre określenie :D
Ja jeżdżę w klasycznej bluzie, ale największy problem mam z plecakiem i laptopem przy plecach. Po za mega spokojną jazdą, nie ma mowy żeby nie dojechać mokrym. A tak to się ubieram klasycznie na Cebulkę. Jednak przeraża mnie logo firmy z Wieliczki. Mam od nich jeden plecak i bardzo chwale, ale pracuje w pasmanterii z punktem przyjęć do szwalni i szczególnie teraz kilka razy w tygodniu przyjmuje kurtki właśnie tej firmy do wymiany zamków. Nie chce oceniać czy to chodzi o tańsze czy droższe modele bo nie wiem i czy tak jest ze wszystkimi kurtkami, softshelami i innymi takimi, popularność marki tez robi swoje, ale jest tego moim zdaniem za dużo…
Rozwiązaniem tego typu problemów jest bagażnik rowerowy z przypinaną sakwą.
Też polecam sakwy :-) Jeśli nie masz bagażnika lub mocowań pod bagażnik, to są modele mocowane do rury podsiodłowej. A co do firmy z Wieliczki, to na razie – odpukać – nie mam problemów z zamkami.
Ja stosuję od pewnego czasu (wróciłem do klasycznych 3 warstw, na „cebulkę”):
1. coś przeciwdeszczowego, zakładam tylko jak pada, a tak leży sobie w sakwie — obecnie to poncho, z kurtką się poddałem, bo za szybko się pocę, co bym nie miał pod spodem.
2. warstwa to softshell, z niewielkim ociepleniem, robi za ciut cieplejszą wiatrówkę. Z tym że u mnie softshell to nie jest zawsze klasyczny softshell, ale zazwyczaj kurtka bawełniana (typu „parka”), impregnowana, która ma głównie chronić przed wiatrem, a w mrozy płaszcz wełniany „bosmanka”. Wełna ma świetne właściwości oddychające, chroni dobrze przed wiatrem i trochę przed deszczem. Bardzo dobre są też kurtki skórzane (trzeba pamiętać o impregnacji).
3. warstwa: sweter wełniany w zimę, lub kurtka wełniana (merino) o luźnym splocie na chłodniejsze poranki w lato. Rzadziej polar.
(Opcjonalnie, pod koszulę i spodnie: bielizna termoaktywna (tak przy -20*C), którą natychmiast zdejmuję w pracy/domu.)
Poza tym to co do biura: spodnie chinosy, koszula „biznesowa” itp.
Zawsze mam ze sobą ubranie przeciwdeszczowe (1 warstwa) — niezależnie od pory roku
W lato 3-cią warstwę jak rano jest chłodno (mieszkam blisko morza).
Początek jesieni/koniec wiosny: 2-ga, cieńsza kurtka
Jesień/wiosna 2 (cieńsza) + 3 (cienki sweter).
Zima 2 (gruba wełna) + 3 (cienki — jak ciepło, lub gruby — jak zimno sweter).
Mówiąc krótko: pokochałem ubrania na wełnie: oddychają, w zależności od splotu chronią przed wiatrem, przyjemne w dotyku (szczególnie merino) i nie muszę nosić ubrań outdoorowych w mieście. Odpuściłem sobie wszelkie membrany (łącznie z pseudo softshellami, które mają membranę) i to był strzał w dziesiątkę.
Z tym że to jest w klimacie blisko morza. W momencie jak to pisze wieje, wilgotność 88%, 8-9*C, używam kurtki bawełnianej i cienkiego swetra (wracając z pracy go zdejmuję).
Dla mnie softshell jest za ciepły do jeżdżenia jesienią (a co dopiero softshell + coś na to).
Mam taki specjalny rowerowy softhell z przewiewnymi plecami i nieprzewiewnym przodem z membraną (przy okazji przód jest prawie że nieprzemakalny więc można jeździć w deszczu), ale zakładam go dopiero jak jest poniżej 5° czyli zwykle dopiero zimą.
A jesienią trzeba kombinować, np t-shirt na to flanelowa koszula i na to jeszcze cienki polar. Taka 3 warstwowa kombinacja jest ciepła więc na postoju się nie zmarznie a jednocześnie dobrze przepuszcza powietrze więc pęd powietrza podczas jazdy powoduje, że nie jest za ciepło podczas większego wysiłku. Problem pojawia się gdy mocno wieje – wtedy zamiast polara można użyć bluzy dresowej. Albo gdy pada – w tym przypadku staram się unikać jazdy jesienią, a jak już muszę jechać to wspomniany softshell + krótkie spodenki dzięki którym nadmiar ciepłą może uciec przez nogi (no i nie mokną mi nogawki).
A przy okazji na jesienno-zimowe warunki świetnie się sprawdza kask „narciarski” zamiast kasku „rowerowego” konstrukcja kasku ta sama ale jest wyposażony w ciepłe nauszniki i ma możliwość zakrycia otworów wentylacyjnych gdy pada.