Może i jazda rowerem w deszczu nie należy najprzyjemniejszych czynności na świecie, jednak czasem przesiadka na inny środek transportu jest cięższa niż perspektywa jazdy w strugach deszczu, nawet wczesną wiosną czy późną zimą. Macie tak czasami? Ja mam. Dlatego warto wiedzieć, jak ubrać się na rower, kiedy zimno i pada.
Zapewne te z Was, które czytają naszego bloga od początku, pamiętają wpis Maćka na temat jazdy w deszczu (kliknij tutaj). I choć zgadzam się z nim w kwestii błotników i chlapaczy, to jednak Maciek analizował sprawę, kiedy było ciepło. A przecież zimą i wczesną wiosną przeciwko deszczowi trzeba wytoczyć zupełnie inne działa.
Peleryna czy palto?
Peleryna nie jest moim ulubionym orężem na deszcz (parasolka także, bez obaw). Ale wczesną wiosną z peleryny nie musimy korzystać, bo jadąc w ocieplanym płaszczu, można się już tylko ugotować z gorąca. Długość płaszcza prezentowana przez pana na zdjęciu to oczywiście przesada. Płaszcz na deszcz powinien w czasie jazdy zakrywać nam kolana. I cacy! Dzięki takiej długości nie zmokniesz zanadto.
Okulary najlepszym przyjacielem w czasie deszczu
Okulary rowerowe, które można znaleźć po słowach kluczowych w Googlach, charakteryzują się tym, że są… brzydkie! A w każdym razie nie pasują do miejskiego stylu jazdy na rowerze. No dobrze, można je kupić i używać tylko w czasie jazdy rowerem w deszczu, można nawet zakładać okulary pływackie, jeśli się lubi. Tym jednak, którzy cenią sobie elegancką stylówkę, na rower polecam okulary „zerówki” z polaryzacją. Kiedyś zastanawiałam się, po co okulary tym, którzy nie mają poważnej wady – no chyba nie dla samych oprawek? Ale zerówki to najwyraźniej sprytny rowerowy hack ;) Ja używam okularów, które zasłaniają połowę twarzy. Wciskasz głęboko na nos i nie martwisz się, że strugi deszczu zaleją Ci oczy w czasie jazdy.
Komin, czapa, rękawiczki
Jeśli nie masz maseczki antypyłowej, podczas jazdy rowerem w czasie deszczu dobrze sprawdza się też szalik typu komin. Opatulasz się, zasłaniasz drugie pół twarzy i jedziesz bez zmartwień, że właśnie spłynął Ci cały make-up lub zwyczajnie zimno Ci w twarz. Podczas deszczu warto zakryć głowę kapturem. Jeśli nie masz go przy płaszczu, wełniana czapka i tak nie przepuści zbyt wiele wody. O rękawiczkach nie będę się rozpisywać: warto je mieć.
Test kozaka
Teraz czas na mały quiz. Dlaczego te kozaki nie nadają się na rower? Gratulujemy wszystkim tym, którzy w porę zorientowali się, że choć ładne i czerwone, to jednak zamsz nie jest najlepszym rozwiązaniem. Po kilku przejazdach rowerem w deszczu piękna soczysta czerwień stanie się nieodwracalnie brudna. To samo dzieje się w przypadku czarnego zamszu. Lepiej wybierać takie buty, które powracają do swojego wyglądu po przetarciu zwykłą szmatką. A im głębsze kozaki, tym mniejsze prawdopodobieństwo ubrudzenia spodni czy rajstop.
Rajstopy lepsze niż spodnie
Naprawdę! Rajstopy lepiej sprawdzają się niż spodnie w deszczowy dzień. Ewentualne zabrudzenia łatwo zmyć, nawet mydłem w łazience. Nie dziw się zatem, że jeżdżę rowerem w spódnicy prawie codziennie. To cholernie praktyczne!
To kilka moich rowerowych hacków na pogodę pod psem. Pamiętaj jednak, że piszę o zwykłym deszczowym dniu i niekoniecznie moje porady sprawdzą się w ulewny dzień, kiedy woda zalewa piwnice. Na powódź po prostu rady nie ma – wybierz inny środek transportu lub przeczekaj w ukryciu aż przestanie lać.
A może Ty masz jakieś swoje patenty, bez których nie wychodzisz na rower w deszczowy dzień? Podziel się z nami w komentarzu!
PS. Moje rady są tylko w części dobre i skuteczne: może zdarzyć się tak, że jest za zimno i okulary Ci zaparują. Może zdarzyć się tak, że masz za daleko do pracy i pomimo zwykłego deszczu, zmokniesz i zmarzniesz na amen. W tym wypadku liczy się dobra ocena sytuacji. A na wszelki wypadek, przeczytaj też porady Maćka, jak jeździć w deszczu.
Okulary? To już wolę żeby mi wpadło do oka, niż napadało na szkła i zasłoniło widok. Jako były okularnik, sprawdziłam obie opcje :)
Niestety jesienią zdałam sobie sprawę, że jak ze śniegiem da się ogarnąć stosowne ubranie z tego, co się ma (chyba, że ma się płaszcz do kolan i męską ramę), tak do deszczu trzeba już się odpowiednio przygotować, kupić to, tamto, w pracy bawić w przebieranie mokrych spodni/rajstop… chyba wolę opcję parasol :)
Mi czasami strugi deszczu zalewają oczy – mało przyjemne. Na pewno wybór: okulary vs nie okulary jest sprawą preferencji – mi akurat krople na szkłach nie przeszkadzają, ale nie każdy musi to lubić ;)
Hm, w sumie jeżdżę od jakiegoś czasu w ten sposób, i jak na razie nie musiałam się przebierać (chyba, że policzę spódnicę-kredkę, którą lubię, i czasami mam ochotę w niej pochodzić w pracy ;) ale to nie do końca się liczy)
W spódnicy pojechałam do pracy może dwa razy. Przez całą drogę prowadziłam jednorącz, drugą ręką powstrzymując spódnicę przed podwiewaniem do pasa :D Uroki nadmorskiego klimatu :)
Na co dzień chodzę w okularach korekcyjnych. Zapewne masz rację, że to kwestia indywidualna, kwestia preferencji :) Dla mnie to istny koszmar – jakieś paprochy, czy nawet małe kropelki na szkłach – nie potrafię „normalnie” funkcjonować, wrr… ;)
Dziś jechałem pierwszy raz rowerem, jak padał grad. Okulary mi zaparowały, więc wolałem zdjąć, bo i tak niewiele widziałem. Bez okularów musiałem mrużyć oczy, bo grad. Też niewiele widziałem.
Te okulary lub ich brak to mocno dyskusyjna kwestia :)
Może była zbyt duża różnica temperatur? U mnie zaparowują dopiero, gdy się zatrzymam, ale prawda – ostatnio jest dość ciepło, a wcześniej jeździłam bez okularów, bo nie padało ;)
Przynajmniej widzisz coś bez nich, dla niektórych jazda bez okularów/soczewek nawet w idealnie słoneczny dzień zagraża życiu i zdrowiu :)
O tak. Widzę np. wielką żółtą plamę. Po prędkości z jaką się zbliża wnioskuję, że to samochód ;)
Ja wszystkim jeżdżącym w zwykłych ubraniach polecam spodnie przeciwdeszczowe zakładane na zwykłe. Muszą mieć:
– rozpinane wzdłuż nogawki, im dłuższy zamek tym lepiej (łatwiej i szybciej założyć nie zdejmując butów),
– koniec nogawki z takim daszkiem, który chroni buty przed wlewaniem się wody do środka.
Ja mam swój ulubiony model, który zakupiłem w zeszłym roku i tylko raz mnie zawiódł, gdy niedokładnie zapiąłem ściągacz i przy jednej kałuży trochę mi się wody wlało do buta. Producenta nie podaję, żeby nie robić reklamy, ale nie trzeba szukać tego w holenderskich sklepach, bo czasem i w polskich sieciówkach „sportowych” można znaleźć podobne rozwiązania. Ceny od 50 (decathlon) do 250 złotych (holenderskie z wysyłką do Polski).
Da się jeździć w skórzanych butach, podstawa to: błotniki z prawdziwego zdarzenia (czyli w zasadzie każdy „holender”) i impregnat do butów.
Czasem gdy już nie pada, ale ulice nie grzeszą czystością, to mam ochraniacze na buty — w spodniach przeciwdeszczowych wtedy zaczyna się robić zbyt ciepło. Ceny od 20 do 70 złotych
Gdy nie mam wodoodpornego płaszcza/kurtki (np. skórzana, albo marynarka) to mam najtańszą kurtkę chyba zrobioną z ceraty, którą zakładam w ulewę na zwykłą kurtkę. W spokojnym tempie nie da się spocić. Cena 19 (albo 29 — nie pamiętam) złotych.
Całość mieści się w małych woreczkach i ochroniła mnie przed każdą ulewą (dystans od 15 do 24km). Generalnie, w pracy byłem zawsze najbardziej suchy.
Jako okularnik zawszę klnę w deszcz, już wolę je zdjąć od razu, wcale nie będę widział gorzej niż przez mokre od deszczu soczewki. Mżawka jest najgorsza. :D
Kiedyś jeździłam w kurtce przeciwdeszczowej, przebierałam spodnie w pracy,etc. Teraz mam rowerową pelerynę i nie muszę się już przejmować jakimkolwiek przemakaniem, więc i sam ubiór pod spód jest absolutnie dowolny. To praktyczne zwłaszcza, kiedy deszcz pojawi się niespodziewanie, Daszek chroni (wystarczająco) oczy i twarz, mam widoczność na boki, nogi zasłonięte, odblaski na plecach. Wygląda to totalnie nieatrakcyjnie, ale tam gdzie musi się zacząć rozsądek, kończy się dla mnie aspekt wizualny.
„Wygląda to totalnie nieatrakcyjnie, ale tam gdzie musi się zacząć rozsądek, kończy się dla mnie aspekt wizualny.”
Bo akurat ktoś w deszcz czy ulewę patrzy na to. Lepiej być potem w pracy czysty i suchy.
Witam. Osobiście lubię jeździć w każdą pogodę. Przez większość część roku śmigam w cywilnych ubraniach, jednak są takie dni że rowerowy ciuch jest niezastąpiony.
Pozdrawiam
Z mojego punktu widzenia zalane okulary to mega upierdliwa sprawa, pole widzenia się zwęża, a krople działają jak soczewka i bardzo utrudniają dostrzeganie szczegółów, zwłaszcza w nocy. Mam -3, a nie jestem przekonany do kontaktów. Przydałyby się wycieraczki do bryli ;).
Przy drobnym deszczu wystarczy mi kapelusz i skórzana kurtka, na większą słotę wyciągam parasol lub próbuję przeczekać. Letnie deszcze to inna sprawa, moknięcie od ciepłej wody jest przyjemniejsze.
Pingback: Kurtka 3 w 1 - chyba znalazłem idealny strój na rower jesienią » Miejski blog rowerowy