Czas zmierzyć się z mitem, przez który niejeden rowerzysta stracił swoje dwa kółka. Ile powinno kosztować dobre zapięcie rowerowe? To zależy.
Słyszałem kiedyś o eksperymencie, w którym ludzie oceniali smak kilku rodzajów wina. Jedna grupa znała cenę butelki każdego z nich, druga grupa dostała kieliszki bez informacji o cenie. W pierwszym przypadku badani wskazywali jako najlepsze wina te, które kosztowały najwięcej. Drugiej grupie smakowały również wina z dolnej półki cenowej.
Wniosek z eksperymentu jest prosty i znany panom, których można spotkać pod Biedronką – tanie wina również mogą być dobre. Niestety ta zasada nie obowiązuje w przypadku zapięć rowerowych.
Kiedy 10 procent to dużo?
Zgodnie z mitem, będącym bohaterem tego wpisu, kupując zapięcie rowerowe należy wybrać takie, którego cena stanowi 10% wartości samego roweru. Szczerze mówiąc, nie wiem skąd wzięło się to przekonanie. Być może to jedna z tych życiowych mądrości, które wszyscy znają, większość powtarza, nie zastanawiając się nawet ile wspólnego mają z rzeczywistością. Jak choćby reguła mówiąca, że rozmiar buta u mężczyzny świadczy o innym rozmiarze.
Przykro mi, drogie panie, ale to nieprawda. Możecie darować sobie oglądanie butów na pierwszej randce. Wróćmy jednak do rowerów.
Podobnie jak w przypadku innych mitów, tak i w tym jest ziarno prawdy. Załóżmy, że zamierzamy kupić nowy rower. Za dobrej klasy mieszczucha trzeba dać od 2000 zł w górę. 10 procent z tej kwoty daje nam 200 zł. Co dostaniemy za te pieniądze? Choćby takiego Kryptonite’a:
Tak wygląda próba przecięcia go przy pomocy lubianych przez złodziei nożyc do cięcia prętów:
Kiedy 10 procent to za mało?
Problem z mitem polega na tym, że oprócz nowych rowerów, fani dwóch kółek dosyć często kupują sprzęt używany. I tutaj przekonanie o dziesięciu procentach zaczyna być szkodliwe. Weźmy za przykład taki oto rower znaleziony na Allegro:
To całkiem przyjemny model Batavusa, wyposażony w 3 biegi i przednią piastę z dynamem. Sprzedający wycenił go na równe 500 zł (cena „Kup teraz”). Jak nietrudno policzyć, 10 procent z tej kwoty daje nam 50 zł. W tej cenie nie znajdziemy porządnego U-locka. Dostaniemy za to linkę, na przykład taką:
W opisie producenta można przeczytać, że „zapewnia podwójne zabezpieczenie przed nawet najmocniejszymi szarpnięciami”. Problem w tym, że złodzieje zwykle nie szarpią się z zapięciami, tylko od razu wyjmują nożyce, znane wam z poprzedniego filmu. Mając takie narzędzie, przecięcie linki jest dziecinnie proste. Dosłownie.
Rachunek jest prosty
Dobre zapięcie musi swoje kosztować. Wysokiej jakości U-locki są wykonane ze stali hartowanej, która jest odporna na przecięcia, stąd bierze się ich wysoka cena. Inwestycja w takie zapięcie jest jednak inwestycją o wysokiej stopie zwrotu. Wróćmy do Batavusa z Allegro.
Kupno tego roweru to wydatek 500 zł (pomijając koszty wysyłki). Doliczając do tego linkę za 50 zł otrzymamy 550 zł. Dużą szansę na kradzież roweru dostajemy gratis. W przypadku, gdy złodziej (albo dziecko) z nożycami „przygarnie” nasz pojazd, musimy kupić kolejny rower, czyli wydać kolejne kilkaset złotych.
Kupując ten sam rower z U-lockiem za – powiedzmy – 150 zł zapłacimy w sumie 650 zł, jednak ryzyko kradzieży jest znacznie mniejsze. Rachunek wydaje się prosty. Jakie konkretnie zapięcie warto kupić? O tym z pewnością przeczytacie na naszym blogu. Tymczasem zapraszam do komentowania.
Fot. 1
Zapięcie powinno być najlepsze (zazwyczaj najdroższe) na jakie nas stać, nawet kosztem zakupu gorszego roweru. No chyba że ktoś nigdy nie pozostawia, choćby na chwilę, roweru. Wyjdę może na paranoika, ale jakbym miał zostawiać rower na dłużej niż 30 minut (czyli już nie zakupy, a np. praca), to oprócz łańcucha bym dokupił coś jeszcze, najlepiej innego producenta. Nie trzeba wozić ze sobą, a np. zostawiać w pracy.
Nie mamy gwarancji, że ktoś nie potnie ramy, czy stojaka, bądź ukradnie pojedyncze elementy, ale po co komuś ułatwiać. A dobre zabezpieczenia roweru są trwałe i mogą posłużyć po zakupie nowego.
To całkiem zgrabna zasada i porada zarazem: kup najdroższe zapięcie, na jakie cię stać.
Jak mawiało się w liceum „Tanie wino jest dobre, bo jest tanie i dobre”.
Ulocki Ulockami ale temat nie został wyczerpany. Co z tego ze bedzie zapięcie za bagatela 150zł, skoro przeciętny Kowalski przyczepi rower do wyrwijkółek czy wadliwych elementów elewacji / budynków / ogrodzenia itp.
No i inna sprawa, takiego roweru nie mozna zostawić bez opieki na duzszy czas.
Słuszna uwaga. Poradniki jakie konkretne zapięcie wybrać i jak je mądrze zapinać na pewno będą jeszcze na blogu. To dosyć obszerne tematy i zasługują na osobne wpisy.
he he he, znam taki przypadek – dwa rowery przypięte na noc jednym porządnym u-lockiem do małej bramy. Rano nie było rowerów i… bramy
Mi najbardziej podoba się teoria, że wystarczy, że rower będzie zabezpieczony lepiej niż sąsiednie :) Ale teoria teorią, a zostawienia roweru w mieście bez U-locka sobie nie wyobrażam.
Chociaż moje oba od paru miesięcy stoją na klatce „luzem”, jak kilkanaście innych rowerów, i nic im się nie dzieje :)
Albo druga strona medalu: wyglądający gorzej niż sąsiednie przy podobnym zabezpieczeniu.
Wyjdę na ufoludka, bo nie mam U-locka. Moja linka nie kosztowała nawet 50 zł.
Kieruję się inną filozofią, zaczerpnięta od moich teściów. Mieszkają w domu, w którym zewnętrzne drzwi można rozwalić kopniakiem, a potem na zabezpieczenie mieszkania pozostają jeszcze tylko drugie drzwi… szklane (nawet kopniaka nie trzeba, żeby przez nie przejść). To nie bariera (bo każdą barierę można sforsować), to symbol, znak: wchodząc za te drzwi bez zaproszenia stajesz się włamywaczem!
Tak samo jest z moim zapięciem – z praktycznego punktu widzenia nie ma najmniejszego problemu ukraść mój rower, bo zapięcie stanowi jedynie symbol.
To pewnie dość naiwne podejście, ale rower nocuje na ogólnodostępnym podwórku, a pod pracą stoi 8 godzin na ulicy przy latarni już od sześciu lat. I mam nadzieję, że tak zostanie :)
Pozdrawiam,
A.
Ja też mam taką nadzieję. Na wszelki wypadek spisz numery ramy. Z tego co wiem, policjanci nie bardzo przykładają się do poszukiwań skradzionych rowerów, ale i im czasem trafia się coś znaleźć (na zasadzie ślepej kury i ziarna). Wtedy znajomość numerów może się przydać.
Nie słyszałam wcześniej o regule 10 % ceny. W ten sposób patrząc, słono przepłaciłam za łańcuch do mojego, nomen omen, batavusa – 550zł, zapięcie – 200 zł.
Mój „sposób” to jeżdżenie na rowerze, którego nikt by nawet nie chciał kraść. Ni to ładne, ni to w dobrym stanie, nawet na części się tego nie opłaca kraść, bo większość zardzewiała. Tego roweru nie boję się zostawiać pod pracą, na mieście, na tydzień pod dworcem. A nawet jakby ktoś się jednak pokusił, to włosów z głowy rwać nie będę – kupię inny, tamten przecież i tak już się rozlatywał.
Za to mój romet, nowiutki, śliniący, roczku nawet nie ma – to już inna historia. Zostawianie go to już jest trochę nerwówka. Dlatego za zapięcia do rometu dałam tyle, ile za batavusa. I tak – piszę w liczbie mnogiej, bo mam dwa, grube łańcuchy. Niestety siodełko jest luzem, więc komuś się musiało pomylić i niechcący zostawił swoje siodełko na miejscu mojego. Od tamtej pory mam dziwny nawyk patrzenia rowerzystom na siodełka..
Ten mit dobrze wygląda jako hasło, ale oczywiście nie ma żadnego sensu.
Akurat na Święta dostałem takiego U-Locka jakiego pokazujesz na zdjęciu, mam nadzieję, że nikt nie będzie chciał go sprawdzać :)
„Kryptonite recommends you spend 10% of the total cost of your bike on security.”
(http://www.kryptonitelock.com/en/security/how-to-choose-a-lock/bicycle-security.html)
To już wiemy skąd ten „mit”, albo przynajmniej kto go powiela ;-) Tak czy inaczej ich u-locki są chyba najlepsze na rynku i nie widziałem jeszcze, aby komuś udało się dobrać do nich bez szlifierki kątowej, więc o swój rower jestem spokojny. W podejrzanych miejscach nie zostawiam go i tak, ale to raczej z obawy przed wandalami czy kradzieżą koła czy siodła.
W zeszłym roku kupiłam rower kosztujący prawie 2000zł, zabezpieczałam go zwykłym łańcuchem (ok 100zł). Cóż z tego, jeśli został ukradziony z zamkniętej piwnicy? Czy ktoś z Was przypina rower w zamykanej na zamek piwnicy?!
Owszem. Spinam w piwnicy wszystkie rowery. Poza tym jest tam ciemno (i leży/wisi „trochę” gratów), więc łatwo można się potknąć i uszkodzić :)
U mnie podobnie. Mamy w piwnicy cztery rowery spięte trzema U-lockami. Jest to trochę niewygodne, kiedy chce się wyjąć któryś ze środka, ale za to bez cięcia U-locków złodziej tego nawet przez drzwi nie przeciśnie. :)
Ja przypinam do kaloryfera w rowerowni/wózkowni, a jak kaloryfer jest zastawiony to przynajmniej spinam koło z ramą, żeby na rowerze nie dało się odjechać. Drzwi z zamkiem to jakiś znowu duży problem. Łom i po sprawie.
Jedyne miejsce, gdzie nie przypinam roweru to własne mieszkanie. _Gdziekolwiek_ indziej zawsze. W piwnicy bym pomyślał o jakimś solidnym uchwycie wmurowanym/przyspawanym do podłogi, bądź ścianie i do niego przypinał rower.
Nic nie piszecie o zabezpieczeniach dźwiękowych z czujnikami ruchu. Muszę powiedzieć że taki alarm uratował mój rower przed kradzieżą, kilka miesięcy temu przymocowałam rower grubym łańcuchem włączyłam alarm i jeszcze nie zdążyłam wejść do sklepu i słyszę wyje alarm, podbiegam do roweru i widzę łańcuch zdjęty i faceta grzebiącego przy rowerze , zapytałam co robi a on mi mówi że wyłącza alarm przy swoim rowerze… kiedy powiedziałam że to mój rower to uciekł. Gdyby nie piszczący alarm który kupiłam za 100 zł. straciłabym rower za 3 tys. te alarmy to fajne dodatkowe zabezpieczenie.
Ciekawe rozwiązanie. Słyszałem o takich zabezpieczeniach, ale dla motocyklistów. Taką małą „kłódkę” z wbudowanym alarmem zapina się na przedniej tarczy hamulcowej. Nie wiedziałem, że są też wersje dla rowerów.
Pilnik do paznokci nie mógł się omsknąć (tak z trzy razy dla pewności) i w tętnicę albo oko wbić?
Pingback: KR 004: Pogromcy rowerowych mitów – Obalamy mity rowerowe! | Polskie Podcasty
Pingback: Ciężki, nieporęczny, ale potrzebny. Jak przewozić U-locka na rowerze? » Miejski blog rowerowy
No niestety to nie jest takie proste. Złodziej atakuje najsłabszy punkt, a rowery zwłaszcza lepsze sprzedaje na części. Rama aluminiowa przecina się łatwo. Co do U locka, to na filmach nikt nie próbuje forsować zamka. Kupiłem kiedyś blokadę na kierownicę do samochodu. Miała napisane mnóstwo informacji z jakiej to jest twardej stali, a zamek wyleciał przy pierwszym zwykłym użyciu.
Jeśli się uda włożyć w zamek cokolwiek z dużą dźwignią i go przekręcić na siłę, to na nic twardość stali. Co innego linka. Nie ma jak jej chwycić, za to łatwo ją przeciąć.
Być może mój kupiony za 150zł 3 lata temu rower nie podlega kradzieży nawet pozostawiony luzem, ale w życiu by mi się u-locka wozić nie chciało. Ciężkie to i niewygodne ;) Może jak się ma rower za 2000zł ma to sens, ale wtedy bym się w ogóle nim bała jeździć bo zarysuję ;) Osobiście mam łańcuch jakiś z marketu z kłódką. Super wygodny, bo przyjmując dowolny niemal kształt pozwala przypiąć rower praktycznie do wszystkiego. Pewnie dało by się go jakoś sforsować, ale komu by się chciało? A jak się będzie chciało to cóż, będzie pretekst żaby poszukać czegoś „nowego” na allegro ;)
P.S. kiedyś w Finlandii poszłam do marketu, gdzie chodziłam z pół godziny. Gdy wróciłam z zakupami zauważyłam, że zostawiłam rower nieprzypięty z płaszczem na bagażniku. Oczywiście wszystko było. No ale tak, Finlandia… ;)
Ja już przyzwyczaiłem się do u-locka, chociaż zgadzam się co do kształtu łańcucha. Można się nim przypiąć nawet do słupa o dużej średnicy, którego nie obejmie u-lock.
Pingback: Rowerowe mity: rowery nie napędzają gospodarki » Miejski blog rowerowy
Pingback: Ubezpieczenie roweru od kradzieży - gdzie jest haczyk? » Miejski blog rowerowy
Pingback: Rowerowe mity: jazda w mieście jest niebezpieczna » Miejski blog rowerowy
Pingback: Dobry U-lock to nie wszystko, czyli jak nie zapinać roweru » Miejski blog rowerowy
Pokaż mi szanowny autorze złodzieja, który w biały dzień dajmy na to pod sklepem chodzi z nożycami pod pachą! Coście się tak, wszyscy testujący na te nożyce uwzięli? Za dużo Polsatu oglądacie, czy jak?